poniedziałek, 5 stycznia 2015
Pierwsza od bardzo dawna wizyta na siłowni- wrażenia
No tak, przyszedł ten czas, kiedy to treningi domowe przestały mi wystarczać i zachciało mi się czegoś innego, czegoś co można robić mocniej, żwawiej, intensywniej... Sobotni poranek wydawał się idealny na wizytę w siłowni. Ale jak tu wstać z łóżka kiedy wszyscy jeszcze śpią? Jak wystawić nos na takie zimno brrr...? Nie poddałam się jednak, zdmuchnęłam chmurkę kurzu z moich Reeboków, a z czeluści szafy wyłowiłam jakąś przyzwoitą koszulkę do ćwiczeń, legginsy i wszystko wrzuciłam do plecaka. Potem obudziłam resztę rodziny, zakomunikowałam że koniecznie muszę iść na zakupy "sportowe", bo nie mam co na siebie włożyć i ruszyłam na podbój siłowni. Bałam się tych tłumów, z postanowieniami noworocznymi, ale o godzinie 8,30 było przyjemnie puściutko.
Pani na recepcji zapytała mnie czy jestem pierwszy raz "nie, nie ale miałam przerwę jakieś trzy lata" powiedziałam, na co pani mruknęła tylko "acha," rzuciła kluczem do szafki, po czym dodała" nic się nie zmieniło". Cóż nie ma jak fachowa opieka nad prawie nowym klientem haha, no trudno. Szatnie odnalazłam błyskawicznie, faktycznie stała w tym samym miejscu w którym była ostatnio;) Przebrałam się w swój strój i ruszyłam na podbój maszyn. Na początek nieśmiało usiadłam na rowerku, przejechałam 10 minut i rozkręciłam się na dobre! Potem machnęłam pół godzinki na bieżni, pięć minut na kołowrotku (ręce jednak słabe oj słabe) i zrobiłam pół godzinny trening nóg i pośladków. Uwaga- wiedziałam jak korzystać z maszyn, bo- dawno bo dawno- ale korzystałam z pomocy instruktora. Gdybym była pierwszy raz na pewno zaczepiłabym kogo trzeba, żeby mi pokazał co i jak z maszynami.
Podsumowując było cudownie:) Wymęczyłam się jak chomik w karuzeli, ale z podwójną energią dotarłam do domu. Na drugi dzień dopadły mnie lekkie zakwasy w całym ciele, plus dość mocne w łydkach- chyba faktycznie dostały niezły wycisk.
Co zabrać ze sobą na siłownię?
Nie będzie tu nic odkrywczego: wygodny strój nie krępujący ruchów plus skarpetki, wygodne buty (moje są stanowczo do bani), jeśli zamierzamy korzystać z prysznica to wiadomo ręcznik i kosmetyki, małą wodę ( albo i dużą w zależności od potrzeb) I w sumie to by starczyło. Ja jeszcze dorzucę następnym razem ręcznik do ćwiczeń, nieduży taki pod dupkę lub do przetarcia zapoconego urządzenia i na pewno wezmę mp3, bo jakoś muzyki prawie nie było (słychać ją było tylko w strefie maszyn, na bieżniach już nie). Czyli muszę skonstruować sobie jakąś playlistę, dobrą do biegów i ćwiczeń.
Pamiętajcie żeby przygotować sobie odpowiednio wcześniej posiłek na "po". Lepiej mieć wcześniej upichcony, potem może nie być już sił na stanie przy garach;)
Powyżej sałata z botwinką, koktajlowymi pomidorami, orzechami nerkowca, słonecznikiem i oczywiście pieczonym kurczakiem. Dorzućcie do tego michę ryżu i posiłek po treningu gotowy!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Pani na recepcji tak średnio fajnie się zachowała, ale dobrze, że jednak pobyt na siłowni był udany :)
OdpowiedzUsuńja musze zacząć w koncu w domu chociaż cwiczyć ...........
OdpowiedzUsuńwciąż sobie obiecuję że zacznę ćwiczyć chociaż w domu i co? i nic :) obserwuję- świetny blog:)
OdpowiedzUsuńFajny blog! Obserwuję!
OdpowiedzUsuńStresujące są pierwsze wizyty na siłowni (po jakimś czasie). A panią w recepcji się nie przejmuj, bo to standard :/
OdpowiedzUsuńNie ma to jak powroty na siłownie :D Życzę wytrwałości!
OdpowiedzUsuń